Blog

Buch – jak gorąco!

Udostępnij
Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn

Na telefonie pojawia się: Anna Z. Zawsze, gdy widzę ten kontakt, skacze mi ciśnienie. Dzisiaj telefon może oznaczać tylko coś złego. Za dwie godziny spotkanie u notariusza. Żeby wszystko się udało, muszą odbyć się cztery transakcje.

Pan Łukasz kupuje mieszkanie od Pana Pawła, Pani Ola sprzedaje mieszkanie Panu Pawłowi i kupuje mieszkanie od Pani Ani, a ta z kolei kupuje dom od Pani Hani.

To się nie może rozsypać! Dzisiaj jest ten dzień. Nie śpię już od kilku tygodni. Uch – jak gorąco! Odbieram. „Pani Iwono, nie mogę dzisiaj sprzedać mojego mieszkania, a jak nie dostanę kredytu na dom? Nie mogę tak ryzykować.”. Zamieram w bezruchu. Zbieram się w sobie i uspokajam Panią Anię. Pytam, co się wydarzyło, skąd te wątpliwości i nagła panika. Przecież wiem, że umowa kredytowa już na Nią czeka w banku od kilku dni. Wytężam umysł i rozmawiam spokojnie. Za dwie godziny zaczyna się łańcuszek, wszyscy wpłacili zadatek, Pan Łukasz jedzie już z miasta oddalonego o dwieście kilometrów, Pani Ola dostała urlop tylko w dniu dzisiejszym.

Przy tych transakcjach współpracuję z dwoma innymi pośrednikami. Miesiące ciężkiej pracy, godziny rozmów i negocjacji. Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Do teraz…

Po długiej, pełnej emocji rozmowie, Pani Ania decyduje, że zadzwoni za godzinę z ostateczną decyzją. Obiecuję, że skontaktuje się w tym czasie z doradcą kredytowym. Zresztą tak samo jak ja, muszę się upewnić, czy czegoś nie przeoczyłam. Mam trzydzieści minut przed pierwszym aktem, aby wszystko odwołać. Nie! To niemożliwe! Musi być jakieś rozwiązanie!

W tym czasie informuję o całej sytuacji pośredników. Uspokajam, wierzę, że się uda. Nie może być inaczej! Trzy miesiące wyczerpującej pracy, aby puzzle się w końcu ułożyły. Szukanie mieszkań i domu dla Klientów, wspólne podejmowanie decyzji, trudne negocjacje, nieprzespane noce. To musi się udać! W międzyczasie ustalam plan awaryjny. Kilka planów awaryjnych.

Czekam na telefon od Pani Ani. Za godzinę pierwszy akt. Dzwoni. Puff – jak gorąco! „Dobrze, zgadzam się. Za 10 minut jadę podpisać umowę kredytową. Proszę jednak o przełożenie mojego aktu na sam koniec.”. Kolejna zagwostka i niepewność. Kolejne telefony, trudne rozmowy i nieustająca nadzieja, że wszystko się jednak uda. Coraz więcej wątpliwości w głosach pozostałych pośredników. Zapewniam, że mam plan. Wszystko będzie dobrze.

Wybija godzina „zero” – pierwsza transakcja za nami, wszyscy zjawili się punktualnie, po godzinie kolejny akt, idzie zgodnie z planem. Czekamy na Panią Anię. Sprzedaje swoje mieszkanie i kupuje dom. Mamy aż dwie transakcje. Potwierdziła przecież, że będzie. 5 minut minęło, 10 minut minęło, w powietrzu czuć zapach strachu, słychać kołatające bicia serc. Wszyscy spoglądamy na siebie nerwowo, nogi same zaczynają tupać ze zniecierpliwienia. To moja Klientka, “świecę za Nią oczami”.

Jest! Pojawia się w drzwiach kancelarii notarialnej z uśmiechem na twarzy mówiąc: „Chyba się nie denerwowaliście?” I w tym momencie powietrze z balonów zaczyna się ulatniać. Mamy to. Podpisaliśmy cztery akty notarialne w jeden dzień! Wszyscy mają, gdzie mieszkać! Łańcuszek się nie przerwał. Tylko spokój i profesjonalizm może nas uratować.

Co by było, gdyby pośrednika nie było… Uff – jak gorąco!

(imiona zostały zmienione)

I.